Średnio raz na kilka dni padam ofiarą totalnego zauroczenia, tracę głowę i może nawet zostaję ugodzona strzałą Amora. Wszystko to sprawka mojego uzależnienia od oglądania pięknych wnętrz. Oglądam je i ciągle w nowych się bujam. Sprawia mi to nie lada trudność w codziennym dostrzeganiu fajności naszego mieszkania. Ale to, że najchętniej co roku bym wszystko zmieniła to już wiecie. Nie wiecie jednak, że już niebawem pokażę wam naszą sypialnię w nowej odsłonie.
Zanim jednak do tego dojdzie muszę przyznać jedno! Wszelkie zmiany w domu wymagające więcej zaangażowania niż przestawienie wazonu lub powieszenia ramki to mordęga. Zwłaszcza z dwójką małych, wszędobylskich dzieci płci męskiej. Następuje mega chaos, brud, kurz i zamieszanie. Chce się kląć, rzucać na podłogę w płaczu i wyjść na tak długo, aż ktoś nie ukończy tego dzieła zniszczenio- tworzenia. Za każdym razem, gdy uskuteczniamy takie oto metamorfozy jestem tykającą bombą i biada temu, kto spróbuje ze mną zadrzeć.
Po co mi to było? Stawiam sobie to pytanie nader często;) Pewien pan nazwiskiem Bourdieu (jego nazwisko pojawia się w literaturze socjologicznej równie często jak napady histerii u mojego młodszego syna) porównuje dom do dobra materialnego, po którym to pozostali członkowie naszego otoczenia mogą nas odpowiednio sklasyfikować. Nasze wnętrza kreują u innych wizję nas samych podobnie jak ubiór czy zachowanie. To, jak wygląda nasz dom to nasza wizytówka, zapewnia nam symboliczne uznanie w oczach innych. Skoro zatem moda zmienia się non stop musimy (czy tego chcemy czy nie) iść z duchem czasu i remontować to i owo. Zakasać rękawy, wyciągnąć kartę kredytową i planować, burzyć, malować i przestawiać. Będziemy uchodzić wtedy za osoby o dobrym smaku i guście. To pewne.
Może i trochę prawdy w tym jest. Ale tak między nami to remontujcie, gdy czujecie do tego potrzebę czy też mus (bo wszystko się sypie na przykład), ale dla siebie, a nie dla innych. Niech będzie wam miło i przyjemnie, bo w mieszkaniu spędzamy sporą ilość czasu i zdecydowanie jego wygląd ma mega wpływ na nasze samopoczucie. I wiedzcie, że cały ten młyn, znój, bajzel i brud jest wart ostatecznego efektu!
Zobaczcie moje pastelowe inspiracje do nowej sypialni, a już za kilka dni obszerna relacja z placu boju, a zasadzie z placu po boju;)
Obie sypialnie są dziełem Holly z bloga Avenue. Jestem nimi oczarowana, obie są na maksa w moim guście i tylko strasznie mi żal, że nasza jest taka mikroskopijna i tak mało mogę do niej wstawić:(
- Poduszka Inka tu
- Lampka nocna Bloomingville
- Półka tu
- Krzesło White Label Living można w dobrej cenie ustrzelić tu
- Lampa Wire tu
- Koc Remix tu
- Najpiękniej pachnąca świeca sojowa na świecie tu
- Marmurowa taca ( u mnie na biżuterię) tu
- Pościel bawełniana Hop Design tu
- Poszewki na poduszki Hop Design tu
- Stołek z drewna tekowego White Label Living często pojawia się w dobrej cenie tu
- Panele ścienne ze sklejki tu
- Kubek tu
- Lampa podłogowa tu
- Poduszka tu
- Owcza skóra dostępna np. w sklepach z rzeczami zakopiańskimi
- Plakat piórko i wiele innych tu
Jak Wam się podobają moje inspiracje?
Miłego wieczoru!
Paulina