Prezentownik last minute dla niej i dla niego

Jeżeli nadal brakuje Wam prezentów to zebrałam kilkanaście rzeczy, które mnie osobiście kręcą lub które mam ja albo mój mąż. Starałam się wybierać rzeczy, które są dostępne stacjonarnie w większości większych miast 🙂 A jeżeli nie to może po prostu zainspiruje Was sam pomysł na podarunek i poszukacie podobnych rzeczy, ale u innych marek!

IMG_2058

  1. Wisiorek z zawieszką Lilou
  2. Czapka o grubym splocie H&m
  3. Perfumy Bohoboco
  4. Świeca Jo Malone London
  5. Biustonosz &otherstories
  6. Zestaw notesów Rzeczownik
  7. Opaska i gumka Mako
  8. Sweter z dodatkiem alpaki &otherstories
  9. Masło do ust kokos The body shop
  10. Książka/ zbiór myśli „Szelest słów” Kamila Oraz
  11. Wałeczek do masażu twarzy z jadeitu tu
  12. Prostownica tytanowa Babyliss tu
  13. Ciepłe rękawice COS
  14. Kokosowy krem do rąk The body shop
  15. Marmurowa taca H&m
  16. Szklana szkatułka H&m
  17. Wełniane kapcie EMU

 

IMG_2060

  1. Książka „Niesamowite budowle”
  2. Krem do twarzy i oczu Korres 
  3. Portfel COS
  4. Skarpetki COS
  5. Bluza ZIMNO
  6. Wiśniówka Wiśniewski (stacjonarnie w Trójmieście na gdańskiej starówce i w Festusie oraz w Poznaniu na starym mieście)
  7. Latarka HAMA
  8. Plecak Doughnut 
  9. Rękawiczki COS
  10. Kostki do schładzania drinków Krosno
  11. Perfumy Jo Malone London Cologne 154 
  12. Szalik COS
  13. Płyta „Męskie granie”
  14. Scyzoryk Victorinox
  15. Konewka H&m
  16. Butelka, która działa jak termos 24 Bottles
  17. Notatnik Rzeczownik
  18. Kapelusz Brixton Pan Pablo

 

Prezentownik – polskie marki

Do świąt został miesiąc. Może się Wam wydawać, że to sporo czasu, ale jeżeli chcecie podarować coś handmade, coś wyjątkowego od polskiej marki to musicie już w zasadzie zamawiać. Ręcznie robione kubki czy wylewane świece nie robi się w 5 minut, a kolejka chętnych przed świętami jest z dnia na dzień coraz większa.

A że ja uwielbiam polskich, zdolnych wytwórców i zawsze chętnie wie dzielę z Wami ich pięknym rękodziełem, to postanowiłam podzielić prezentownik na dwie części. Pierwsza z nich (czyli ta :)) to tylko i wyłącznie rzeczy naszych rodzimych marek 🙂 I powiem Wam jedno- o wiele bardziej cieszą niż te made in China!

IMG_0735

  1. Ptaszki z drewna tu
  2. Kubek Ende Ceramics tu 
  3. Zakładka do książki Rou
  4. Kubek tu
  5. Zapach do domu Glyk tu 
  6. Czapka Wool so cool tu
  7. Stojak na wino zrobiony z resztek produkcyjnych Tabanda tu
  8. Kolczyki liście Koenner tu
  9. Bransoletka Kasia Wójcik tu 
  10. Taca Styrylska tu
  11. Łapka na biżuterię tu
  12. Regenerujący krem do twarzy anti-pollution Mokosh tu
  13. Kolaż-plakat Aleksandra Morawiak tu

IMG_0733

  1. Torebka skórzana Przywara-Strzałka tu
  2. Rękawiczki bez palców Wool so cool tu
  3. Plakat Anna Rudak tu 
  4. Kolczyki Kasia Wójcik tu
  5. Chrobotek w betonowej doniczce Grow Raw tu
  6. Kolczyki Turtle Story tu
  7. Peelingujące mydło do ciała Ondo tu
  8. Mini drzewko świąteczne w betonowej doniczce Grow Raw tu
  9. Świeca sojowa Ondo tu
  10. Czapka wełniana Roboty Ręczne tu
  11. Dyfuzor zapachowy do wnętrz My Fragrances tu  
  12. Spinki do włosów Turtle Story tu 

Część z tych marek możecie również zobaczyć w najbliższy weekend na Targach Rzeczy Ładnych w Warszawie. Ja oczywiście jadę polować na prezenty!

 

 

 

Sprzątanie może być przyjemne

Sprzątanie to czynność, która wywołuje różne emocje. Jedni traktują jako nieprzyjemny obowiązek, inni uważają, że to rewelacyjna metoda na rozładowanie stresu. Są tacy, co sprzątać uwielbiają, porządek chełpią i nie wyobrażają sobie funkcjonować w pomieszczeniu pełnym kurzu i paprochów, nie zasną gdy w kuchni leżą okruszki od chleba, a w przedpokoju ktoś rozsypał piasek. Jeżeli mają dodatkowo psa to już w ogóle latają z odkurzaczem bez opamiętania. Wszyscy mają jedną cechę wspólną – jak mają fajny sprzęt do sprzątania to czerpią z tego przyjemnego/przykrego obowiązku jakoś więcej. Bardziej im się chce.

Całkiem niedawno dostałam do testów unikalny na rynku odkurzacz Tefal Air Force Flex 360. Byłam mega ciekawa takiego małego, przenośnego sprzętu z elastyczną rurą (dzięki której można dosięgnąć kurz pod niskimi meblami 5 razy skuteczniej*) i zawsze (jakkolwiek to by nie brzmiało) zazdrościłam tym wszystkim perfekcyjnym paniom domu, że nie muszą męczyć się z kablem, który zawsze zahaczy się tam, gdzie nie powinien i zawsze jest za krótki, żeby dotrzeć tam, gdzie jest najbardziej potrzebny. 

Już po tygodniu używania wiem, że ten sprzęt jest po prostu genialny! Dzięki stacji dokującej możemy go zamontować w pomieszczeniu gospodarczym lub szafie, szybko się ładuje i tu dzieje się coś, co od razu polubiłam – odkurzanie bez kabla! Nic nas nie ogranicza, nie musimy szukać gniazdka w każdym pomieszczeniu, nikt się o niego nie potyka. A co za tym idzie mamy nieograniczone pole manewru i odkurzaczem Tefal Flex dotrzemy dosłownie wszędzie.

Jeżeli czytacie bloga już od jakiegoś czasu to na pewno wiecie, że posiadam bardzo dużo różnych dekoracji, figurek, doniczek, wazonów. Mój otwarty regał aż się prosi o grubą warstwę kurzu. Odkurzanie tego wszystkiego jest mega absorbujące i często wręcz ciężkie do wykonania. W ostatnim tygodniu wypróbowałam wszystkie końcówki nowego sprzętu i dotarłam wszędzie tam, gdzie mój wzrok do tej pory nie sięgał. W zestawie mamy: miękką, elastyczną końcówkę ze szczotką, którą bardzo łatwo wyczyścić trudno dostępne miejsca, np.: narożniki i szczeliny, szczotkę z oświetleniem Led, dzięki której nie umknie nam dosłownie nic, nawet w ciemnych miejscach, większą elektroszczotkę, która nadaje się do wszystkich powierzchni, mini elektroszczotkę, która jest idealna do sprzątania sierści (a nam niebawem będzie także niezbędna) i auta, szczotkę do tapicerki, kolanko, które pozwala na dokładne wyczyszczenie wysokich półek i lamp.

Dodatkowo warto wspomnieć, że odkurzacz Tefal Air Force Flex:

  • pracuje cicho i wydajnie, wystarczy 3 godziny, aby go naładować
  • ma tryb Boost, dzięki któremu możemy pracować 6 minut z maksymalną wydajnością i posprzątamy ultraszybko
  • dzięki baterii litowo-jonowej możemy sprzątać aż 35 minut bez ładowania
  • ma przeźroczysty pojemnik na kurz, jest bezworkowy i ekologiczny, łatwo go rozmontować i umyć
  • jest lekki, poręczny i ma designerski wygląd
  • ma bardzo dużą ilość akcesoriów, które bardzo łatwo jest oczyścić z brudów
  • posiada dwa filtry, jeżeli jeden się np. zamoczy to mamy drugi na podmianę
  • można go wziąć wszędzie ze sobą 

Po tym tygodniu testów zdecydowaliśmy, że odkurzacz Tefal Air Force Flex 360 musi być nasz. Już przebieram nóżkami na samą myśl o rozsypanej mące przy pieczeniu ciast na święta czy gdy sypnie się choinka lub moje trawy pampasowe i będzie można szybko i sprawnie to odkurzyć. Od tej pory okruchy pod stołem nie będą czekały do następnego sprzątania w weekend. A przy tym wszystko się odbędzie bez akcji wyjmowania ogromnego sprzętu z szafy, podłączania, opróżniania wielkiego pojemnika. Co najważniejsze, ten odkurzacz to mistrz docierania do zakamarków, ciemnych miejsc, gdzie brud panoszy się czasami latami, bo go nie widzimy. Bez problemu i z przyjemnością wyczyściliśmy zakurzone tace i figurki, liście kwiatów. Takim sprzętem to nie był przykry obowiązek. Już nie mogę się doczekać nowego mieszkania i sprzątania nim właśnie tam. Mam nadzieję, że doczekamy się wtedy już szczekającego domownika 🙂

Na koniec mam dla Was ważną wiadomość – do 13 listopada możecie mieć tego pomocnika domowego o 300zł taniej! Więcej szczegółów znajdziecie pod tym linkiem – Tefal Air Force Flex 360.

* dzięki Technologii Flex i nakładce sscącej ultra- slim, w porównaniu do zwykłych odkurzaczy.

Jesienne umilacze

Jesień zaczyna się od chłodnych wieczorów i poranków. Kiedy rano przechodzą mnie ciarki po wysunięciu stopy spod pierzyny, to już czuję co się święci. Kiedy wieczór nie może obyć się bez koca, herbaty i ciepłego światła świec to znak, że idzie Ona – złota polska. Lubię ją za te ciepłe swetry, wełniane skarpety i otulające szale. Dają uczucie komfortu, wygody kiedy za oknem pierwsze chłody. I nie wiem jak Was, ale mnie zawsze bierze ochota na domowe zakupy. Szukam zaparzaczy, kubków, ciepłych spodni i termosów. Potrzebuję zapachów, świec i wygodnej pościeli. Nadchodzi sezon na spędzanie dużej ilości czasu w domu!

Oto, moi faworyci na nadchodzący sezon. Mam nadzieję, że i Wam przypadną do gustu 🙂

fabrykaform2

  1. Kubek z fantazyjnym uchem tu
  2. Łyżeczka do nakładania herbaty tu
  3. Rękawiczki z wełny i alpaki tu
  4. Zaparzacz do herbaty tu
  5. Świeca zapachowa FIG tu
  6. Termos tu
  7. Kaszmirowa opaska tu
  8. Uchwyt na magazyny tu
  9. Dyfuzor zapachowy French Linen Water tu
  10. Narzuta/koc tu 
  11. Skarpety z wełny i alpaki tu
  12. Zaparzacz do herbaty tu
  13. Praska do czosnku tu

fabryka1

  1. Zestaw kubków tu
  2. Sweter z domieszką wełny tu i podobny tu
  3. Świeca lastryko tu
  4. Szal z kaszmirem tu
  5. Kaszmirowe joggersy tu
  6. Podstawka pod gorące naczynie tu
  7. Kaszmirowy sweter z kapturem tu
  8. Zaparzaczka pływająca tu
  9. Złota mosiężna łyżeczka tu
  10. Korkociąg tu
  11. Szal z wełny i alpaki tu 
  12. Marmurowy moździerz tu
  13. Pościel w leśny wzór tu

Boho party w ogrodzie

Zawsze oglądałam takie aranżacje z wypiekami na policzkach. Piękne stoły na łonie natury, lniane dodatki, polne kwiaty. Luz, wiatr we włosach, w tle słychać ptaki i świerszcze. Zawsze chciałam zorganizować takie urodziny czy inne przyjęcie. Niestety, traf chciał, że wszyscy mamy urodziny w miesiącach raczej zimnych, mój młodszy synek wybrał sobie na przykład grudzień 😉 także takie świętowanie na łonie natury raczej nie będzie w jego przypadku nigdy możliwe.

Moja świadomość tego, że w życiu wszystko można jeżeli się chce przyszła całkiem niedawno, tak samo zresztą jak moda na boho przyjęcia w plenerze i na tarasach. Doszłam do wniosku, że skoro nikt z nas nie ma urodzin w ciepłym miesiącu, nie czeka mnie już wieczór panieński, ani najprawdopodobniej baby shower, to zorganizuję sobie takie przyjęcie zupełnie bez okazji. Albo po prostu świętując życie, niedzielę, wakacje czy inną datę, która mi przyjdzie do głowy! W życiu w końcu nie trzeba czekać na wielkie dni, żeby ładnie i dobrze zjeść, ubrać odświętną sukienkę, umówić się z rodziną czy przyjaciółmi. Żyje się tylko raz i nie chcę aby moje upłynęło na chłonięciu atmosfery ze zdjęć obcych ludzi.

Całkiem niedawno zaczęłam gromadzić różne fajne dodatki i naczynia idealne do organizacji plenerowego przyjęcia. Zobaczcie jak prosto można wszystko zaaranżować nawet na działce w mieście. Z dala od zgiełku, na łonie natury. Wśród fajnych i bliskich nam ludzi. Mam jeszcze planie poszukać hamaka, lampionów, może jakiś delikatnych dekoracji – poduszek czy łapaczy snów, a potem zorganizować takie przyjecie boho w plenerze! Do czego i Was namawiam! 

Jeżeli macie ochotę na takie przyjęcie to wiedzcie, że nie potrzeba wielu środków, żeby zaopatrzyć się w ładne nakrycie stołu. Mi strasznie podobają się bawełniane lub lniane obrusy oraz ściereczki w naturalnych odcieniach i je kupiłam jako pierwsze. Moja zastawa natomiast to kolekcja porcelany Bella od Altom Design. Także sztućce, naczynie do zapiekania i serwowania, łyżki do sałaty oraz wazon, szklanki, kieliszki  oraz butelki do lemoniady mam od tej marki. Skompletowałam sobie taki zestaw, który jest mega neutralny i fajnie będzie się komponował z kolorowymi owocami i warzywami. Dlatego stawiam na jasne kolory – ecru, szarość, szkło. Cała kompozycja ma koić zmysły, relaksować, a jednocześnie być przytulna i zachęcająca. Jeżeli przyjęcie przedłuży się planowo lub przez przypadek do godzin wieczornych to koniecznie trzeba się zaopatrzyć w świece, lampiony, sznury światełek. Atmosfera dzięki nim będzie po prostu magiczna! 

IMG_3398

IMG_3399

IMG_3401

IMG_3402

Jak dobrze nakryć do stołu i nie stracić przy tym głowy

Trochę mi zajęło, żeby zrozumieć, że perfekcyjną panią domu nie będę. Że nie musi być idealnie, że świat się nie zawali, jeżeli czasami odpuszczę. Muszę przyznać, że w przeszłości często zdarzało mi się przeceniać swoje możliwości, jeżeli chodzi o organizowanie wszelkich uroczystości rodzinnych, spotkań z przyjaciółmi czy nawet wizyt sąsiadek. Sprzątałam, picowałam, gotowałam jak szalona. Koniec końców, byłam bez sił i nie miałam wystarczająco wigoru na samą imprezę. Nie wystarczało mi też czasu na ładne przygotowanie stołu, skupiałam się tylko na tym, by zdążyć z jedzeniem na czas. Nad dekoracją, prawidłowym ustawieniem szklanek nie było czasu myśleć.

I zawsze tak sobie marzyłam, że przygotuję pięknie przybrany stół, z rozłożonymi sztućcami, serwetkami i kwiatami. Nic bardzo skomplikowanego, ot takie zwykłe, ale miłe dla oka przybranie. Nie wiedziałam, że to daje aż tyle satysfakcji i że zgarnę aż tyle pochwał 😉  Warto czasem zamówić choć część jedzenia czy ciasta, a samemu bez pośpiechu celebrować chwile, skupić się na przyjemności przystrajania, spokojnego przygotowania. Bez ciśnienia i ze spokojną głową. Goście na pewno podłapią ten luz i będą się czuli u nas swobodnie, jak u siebie w domu.

Aby i Wam pomóc w przygotowaniu imprez domowych przygotowałam kilka rad, jak sobie poradzić z nakryciem stołu. Może uda mi się zainspirować Was prostym i minimalistycznym stylem, bo takie lubię najbardziej, a także opowiedzieć o tym, jak alternatywnie podejść do zastawy i dekoracji.

Przy okazji – ja sama musiałam sprawdzić w jaki sposób należy ustawić sztućce. Prawidłowe ich ułożenie, a także zrobienie tego odpowiednio wcześniej jest ogromnym ułatwieniem dla gospodarza i gości. Nikt nie musi już sobie podczas spotkania zawracać głowy gorączkowym szukaniem łyżeczki czy noża. Pamiętajmy oczywiście, że warto je dokładnie wypolerować i sprawdzić pod względem czystości. Odciski palców czy co gorsza pozostałości po jedzeniu są nie do przyjęcia 😉

Generalnie sztućce rozstawiamy w zależności od tego, jakie dania będą serwowane i w jakiej kolejności. Jeżeli pierwsza jest zupa, łyżkę układamy od zewnątrz, z prawej strony. Jeżeli następnie jest danie główne to obok talerza, a przed łyżką układamy nóż. Widelce układamy z lewej strony talerza, a łyżeczki i widelczyki do deserów u góry. 

Ja używam obecnie zestawu sztućców BILDAD z IKEA – są proste, zgrabne, minimalistyczne i wykonane ze stali nierdzewnej. Można je myć w zmywarce i nic się z nimi nie dzieje. Mój zestaw porcelany to ponadczasowa seria OFANTLIGT. Pasuje do każdego wnętrza i w zależności od dodatków zmienia swoje oblicze. Jeżeli zestawimy ją z drewnem, lnem, dodatkami z bambusa i trawy morskiej możemy uzyskać styl boho. Jeżeli wykorzystamy szkło ze srebrnymi lub złotymi dodatkami, duże mosiężne świeczniki lub wazony będzie świetnie komponowała się ze stylem glamour. Jeżeli natomiast lubimy minimalistyczny skandynawski design to (tak jak u mnie) możemy ją  zestawić ze świecznikami LYSTER lub ÄDELHET, ze szklankami FRASERA (są do whisky, ale ja ich używam do wody) oraz serwetkami GRUPPERA, które są wykonane z miłej bawełny.

Do tego zestawu talerzy i miseczek świetnie wyglądają moje ulubione młynki z drewna akacjowego INTRESSANT oraz deski FASCINERA z drewna mango. Młynek i kieliszki kupiłam w IKEA przed świętami Bożego Narodzenia i używam ich non stop. Warto przed każdą uroczystością kupić jedną lub dwie rzeczy na stół i tak powoli skompletować całą, piękną zastawę stołową. Ja właśnie w ten sposób robiłam i mam już wszystko! 

Moje kieliszki są w tej chwili niedostępne (tak, jak wspominałam to była kolekcja grudniowa), ale gdybym teraz miała wybierać z pewnością zdecydowałabym się na serię FRAMTRÄDA lub KONUNGSLIG. Obie można myć w zmywarce i są wykonane z grubego szkła, więc nie będziecie musieli martwić się, że łatwo je zbijecie. Wypadki się oczywiście zdarzają, więc kupcie na wszelki wypadek o dwa więcej na zapas.

I bardzo chciałabym polecić Wam jeszcze jedną piękną, pasującą do każdego wnętrza rzecz na stół – paterę FÖRÄDLA. Jest z nami już rok i super mi służy na wszystkich uroczystościach do serwowania ciasta lub owoców. Jest łatwa do rozkręcenia, więc jej przechowywanie nie jest problemem.

Sprzedam Wam jeszcze tip jak zyskać więcej miejsca na różne akcesoria stołowe czy przekąski. Jeżeli macie bardzo mały stół i ledwo mieścicie potrawy, a co dopiero deski czy młynki to koniecznie sięgnijcie po stolik/barek na kółkach. Można na nim trzymać dodatkowe szklanki, sztućce i w zasadzie wszystko, na co zabrakło wam miejsca na stole. Do tego bardzo łatwo go przetransportować na drugi koniec jadalni. We wnętrzach minimalistycznych, skandynawskich czy rustykalnych polecam ten z serii IKEA PS 2017. Jeżeli kochacie styl boho to na pewno oszalejecie na punkcie rattanowego stolika na kółkach LUBBAN. W przypadku aranżacji industrialnych zwróćcie uwagę na stary, dobry RÅSKOG. Jest w trzech kolorach i myślę, że każdy znajdzie odpowiedni dla siebie! 

Do aranżacji użyłam:

Post powstał we współpracy z IKEA.

 

 

Lato w mojej kuchni

Słońce zdecydowanie postawiło mnie na nogi. Przyjemne ciepełko zrelaksowało zmęczony umysł i ciało. Nie wiem czy są przyjemniejsze momenty w życiu niż błogie nic nierobienie na łonie natury (ja wolę w cieniu jednak) czy grill na działce. Zapach skoszonej trawy, lniana spódnica, kosz truskawek, siaty niesione z warzywniaka, smród gotującego się bobu i zimne Prosecco w ogródku restauracyjnym. Dzieci ubrudzone lodami chuśtające się do nocy na balkonie, delikatne światło lampek po zachodzie słońca, ciepłe, długie wieczory i otwarte okna na oścież w całym domu. Po prostu błogość, o którą nie trzeba się starać, wystarczy się jej oddać.

Lato proszę Państwa nadeszło i mam nadzieję, że zostanie z nami, bo dobrze mi robi zdecydowanie…Zorganizowałam owocowe przyjęcie, na które zapraszam nikogo innego jak Was :))

 

 

 

 

 

Zastawa i szkło Lyngby przyjechała do mnie prosto z Dani i nie mogę się wprost nią nacieszyć! Wcześniej miałam tylko wazony i kubki, które są zdecydowanie moimi ulubieńcami. Ponadczasowa, prosta i wprost idealnie podkreśla piękno serwowanych dań oraz kwiatów! Zgadzacie się? 😉

W Polsce znajdziecie je m.in. w sklepie House Shop

 

Hedonizm w wersji domowej, czyli co mają nowe kawy mleczne Nespresso do szczęścia tu i teraz

Czekanie to istota ludzkiej natury. Czekamy na lato, na weekend, na święta…czekamy aż dzieci dorosną, aż zaczną mówić, aż zdejmą pieluchy…jak już to wszystko się wydarzy znajdujemy nowe momenty „do czekania”. 

Kiedyś, gdy byłam jeszcze młoda i piękna, w zasadzie ciągle żyłam od chwili do chwili, od momentu do wydarzenia. Pozostały czas był jakby w zawieszeniu, wpół oddechu. Czekałam aż końcu schudnę i ubiorę wymarzoną kieckę czy ulubione jeansy sprzed matury (wtedy na pewno osiągnę szczęście życiowe i sukcesy same zapukają do drzwi), czekałam aż znajdę dobrą/lepszą pracę (w starej męczyłam się okrutnie), czas mijał mi od weekendu do weekendu, od urlopu do urlopu. W międzyczasie w myślach planowałam i marzyłam jak będzie wyglądała na chwila, na którą tak nie mogę się doczekać.

Czekanie zaczęło mi ciążyć. Nie pamiętam dokładnie w którym momencie, może tuż po drugim porodzie? Może jak dzieci odkleiły się od mojej nogi. Przestało mi się podobać, bo zaczęłam się dusić w tym czekaniu, szczęście zawsze było gdzieś poza, niby tuż za rogiem, ale ciągle odległe. A może to bagaż lat, doświadczeń. Myśl, która od jakiegoś czasu mi chodzi po głowie z łzami w oczach-„to są nasze najlepsze dni”, dzieci rosną, usamodzielniają się, a ja młodsza nie będę? 

Cokolwiek to nie było, sprawiło, że doceniłam tu i teraz. Że nie warto czekać na weekend, wiosnę, urodziny żeby świętować życie, celebrować chwilę, docenić małe gesty, obecność ukochanych ludzi. Wypić ciepłą kawę z pianką i cieszyć się jej smakiem jak gdyby to była ostatnia kapsułka na ziemi. Lepiej może już nie być, bo przecież jest idealnie! Wystarczy to sobie uświadomić.

Nawet siedząc w domu z dziećmi mam swoje małe ceremoniały, chwile hygge, małą odskocznię, która pomaga mi się odprężyć i zawsze poprawia humor. Jest nią oczywiście kawa. Parzenie pachnącego napoju bogów to najprzyjemniejsza chwila dnia i możemy ją sobie zorganizować kiedy tylko mamy ochotę i potrzebę. Wybieranie kapsułki to także mój mały rytuał, lubię mieć  duży wybór smaków i aromatów i oczywiście od razu kupuję wszystkie nowości, a potem testuję, testuję…

Nowa linia Nespresso BARISTA CREATIONS dla miłośników białej kawy to mój absolutny ulubieniec ostatnich dni. Można z niej wyczarować prawdziwe cuda dla zmysłów, wariacje o delikatnym i przyjemnym smaku! Tak! Biała kawa to zdecydowanie moja bajka i koniecznie z mlekiem kokosowym. Już sam wygląd i kolor kapsułki sprawia, że mam ochotę ją parzyć w nieskończoność. Do wyboru macie trzy smaki CHIARO, SCURO i CORTO (które wchodzą na stałe do oferty Nespresso i mojego domu). Pierwsza po dodaniu mleka uwalnia aromaty karmelu i herbatników, druga zbóż i orzechów, zaś trzecia jest nieco pikantna, o gęstej konsystencji i odważnym aromacie. Inspirowane są kolejno metodą parzenia przez baristów z Brooklynu, Melbourne i gorącej Hiszpani. Brzmi kusząco prawda? 

To co dacie się ponieść chwili z pyszną, białą kawą, która smakuje jak od prawdziwego baristy? Spokojnie, bez pośpiechu, delektując się każdą dawką ulubionego smaku? Ważne jest tu i teraz…

Post powstał przy współpracy z Nespresso. Jak wiecie już od bardzo dawna jestem wierna fanką ich kawy. Oddaję także zawsze kapsułki do recyclingu, co uważam za mega sprawę! A już w najbliższy weekend (10-12.05.2019) zamierzam odwiedzić stoisko marki na Electronics Show w Warsaw Expo Ptak, gdzie będą zaprezentowane najnowsze rozwiązania technologiczne i koncepty! Przebieram nóżkami, bo mam nadzieję przywieźć dla Was jakieś newsy i zaskakujące rozwiązania! Wybieracie się na te targi?

Śniadanie, które odczaruje trudne poranki

Czasami warto zacząć dzień wolno, bez pośpiechu, odpuścić wszelkie poranne zajęcia, plany i spotkania. Pośpiech jednak, który notabene na własne życzenie sobie funduję w tygodniu nie ma z filozofią slow life nic wspólnego. Niestety, nie chodzę spać o 22 z lekką, relaksującą lekturą do poduszki by o 6 rano kwilić jak skowronek na wiosnę. Budzę się zazwyczaj nieprzytomna, za późno i jeszcze przez chwilę nie mogę dojść do siebie. Wina jest moja poniekąd, przyznaje się. Kiedy wieczorem o 23 włączam film akcji powinnam być świadoma, że do 1 w sen raczej nie zapadnę. Nie potrafię odmówić sobie tej wieczornej przyjemności obejrzenia czegoś fajnego bez wtóru dziecięcej kłótni, wyrwać tych dwóch godzin na fabułę, która dla dzieci się nie nadaje. Skutki takich rytuałów są zazwyczaj okraszone dużą dawką porannego stresu, kanapkami z szynką w biegu, kawą w aucie. Spóźnienie i pokrzykiwanie na młodych przynosi odwrotny skutek od zamierzonego i zamiast być w lekkim niedoczasie, jesteśmy bardzo po czasie. Ot taki standard. Bardzo nieporadnie przychodzi mi nauka na własnych błędach i scenariusz bardzo często się powtarza. Nie ma, jak pewnie się zorientowaliście w tym szaleństwie czasu na poranne rytułały, delektowanie się ciepłym śniadaniem, kawą z pianką czy spokojne snucie się w szlafroku po domu. 

No szkoda, że człowiek dorosły, a tak kopiuje te swoje niemądre schematy. Albo sobie to wybaczę i pogodzę się z własnymi słabościami albo moje poczucie winy doprowadzi mnie na skraj nerwicy 😉 Podchodzę więc do tego porannego szaleństwa z coraz większym spokojem i wynagradzam dzieciom w weekendy. Wtedy celebrowanie poranków jest łatwiejsze i zawsze znajdujemy czas na pyszne, nieśpieszne śniadanie. W ten sposób najłatwiej odczarować u nas ciężkie poranki.

Takim naszym małym rytuałem w wolne dni są pankejki. Standardowo robi je mój mąż, który mógłby je smażyć już chyba z zamkniętymi oczami. Nawet w górach wyczarował stosik ku uciesze narciarzy małych i dużych.

Do placuszków musowo jogurt (nam bardzo smakuje ten naturalny, dwuwarstwowy od Landliebe) i masa owoców. U nas zazwyczaj jagody, borówki, maliny. A jogurciki w małych kubeczkach, żeby małe rączki mogły sobie same nakładać. 

Do przygotowania ciasta potrzebujecie na pankejki:

szklankę mąki

szklankę maślanki

jajko

łyżkę cukru

1/4 szklanki oleju

płaską łyżeczkę proszku do pieczenia

czubata łyżeczkę sody

szczypta soli

Na placuszki nałożyłam:

Jogurt owocowy Landliebe o smaku jeżynowym

Mrożone owoce

Wszystkie składniki zmiksujcie i odczekajcie 10 minut. Po tym czasie nalewajcie łyżkę ciasta na rozgrzaną patelnię. My używamy małej, ale jeżeli macie większą to koniecznie zachowajcie odstępy pomiędzy placuszkami.  Kiedy będą ładnie zarumienione przewróćcie pankejka na druga stronę i powtórzcie smażenie. Podawajcie z ulubionymi dodatkami. Bon appetit!

Jak odświeżyć swoje otoczenie w nowym roku. Moje zdobycze z TK Maxx.

Mam już od lat pewną słabość, którą wyjątkowo dzielę z mężem 😉 Kiedy rzucam hasło zakupów w tym miejscu On mi prawie nigdy nie odmawia, a na miejscu nie jęczy i nie stęka. A co najważniejsze-nie szuka mnie między regałami!
Zapewne każda kobieta wie co to za męka zakupy z facetem (pomijając sprzęt sportowy i elektroniczny). Nudzi się, wyczekuje na zewnątrz, cmoka, robi miny i pyta „Ile jeszcze?”. Do tego nic nie doradzi! Nie sprawia to, że zakupy stają się udane, oj nie. Ja zazwyczaj wtedy niebezpiecznie skracam mój czas w sklepie, mierzę na szybko i nie mam czasu się porządnie zastanowić nad swoimi wyborami. Jestem też w strasznym stresie, bo ja nie znoszę się śpieszyć!
Na szczęście już jakiś czas temu znalazłam sposób na zakupowego marudę. Jest taki sklep, w którym oboje znajdujemy to, czego szukamy-TK Maxx! On zaszywa się na dziale męskim i zaspokaja swój instynkt łowcy, a ja mogę w spokoju szukać skarbów na dziale domowym, który uwielbiam! Upolowałam tam tyle perełek, że już nie zliczę i zawsze w świetnych cenach 😉 Najbardziej ucieszyło mnie lusterko znanej duńskiej marki, które znalazłam pod koniec zeszłego roku. Było to moje marzenie wnętrzarskie od dłuższego czasu i wyobraźcie sobie moją radość, gdy znalazłam je w TK Maxx za 25% ceny sklepowej! Oprócz produktów do domu prawie zawsze wybieram jakąś herbatę (ewidentnie mam do nich słabość), co roku kupuję kalendarze ścienne i książkowe, a ostatnio odkryłam, że na dziale kosmetycznym są świetne akcesoria do pielęgnacji i wiele świetnych mazideł do ciała.
Tym razem jednak miałam plan na kilka fajnych wiosennych dodatków do salonu i mojego domowego biura. Wyszło jak zawsze i wróciłam załadowana po brzegi- z welurowym krzesłem w kolorze fioletowego różu, złotym organizerem na dokumenty, miękkim dywanikiem-futerkiem, dużymi kubkami na herbatę, etui na telefon (świetnej skandynawskiej marki, na który chorowałam od dłuższego czasu) i moim osobistym hitem ostatnich dni-zestawem zapachowym do domu.
Zestaw do aromaterapii, na który zwróciłam uwagę to uspokajający kardamon i rozmaryn, a w zestawie jest zapach z patyczkami, spray do wnętrz i świeca. Mają minimalistyczne, wręcz aptekarskie opakowania i pachną przepięknie. Następnego dnia pojechałam po jeszcze jeden taki zestaw na zapas! W TK Maxx znajdziecie ogromny wybór świec i przeróżnych zapachów do wnętrz i są to marki, których często próżno szukać w Polsce, więc tym bardziej namawiam Was do polowania 
Traf chciał, że większość skarbów, które upolowałam pasowały jak ulał do mojego biurka, więc tę część mieszkania mam odmienioną i w takim otoczeniu dotrwam z radością do wiosny. Do czego i Was namawiam, szukajcie pięknych dodatków w TK Maxx (nowości pojawiają się kilka razy w tygodniu) i rozweselcie swoje otoczenie w nowym roku, a lutowe i marcowe zawieruchy nie będą Wam straszne. Pod warunkiem oczywiście, że już tego nie zrobiliście, wtedy skupcie się na relaksowaniu duszy i ciała aromatycznymi zapachami i kremami i koniecznie zafundujcie sobie wyjątkową mieszankę herbat, mi zawsze pomaga 🙂