Jakiś czas temu internety i nasze domu zalała fala bieli, białe były nie tylko ściany, kuchnie, łazienki, a nawet podłogi i kwiaty. Białe były wazony, talerze, ekspresy, kanapy. Pomimo, że zdecydowałam się na białą kuchnię i ściany to nigdy nie mogłam zrozumieć mody all in white. Wydawało mi się, że mieszkanie poniekąd odzwierciedla właściciela, a ludzie nie mogą być aż tak nudni i mdli, żeby wybierać wszystko co jasne. Ale moda to moda.
No ale wracając do jasnych wnętrz. Chwilę później zorientowałam się, że takowe są hitem na Instagramie, ciemniejsze były uważane za pewien rodzaj awangardy, a potem przyszedł styl boho ze swoją naturalną swobodą i lekkością i natural stylizowany na minimalistyczne japońskie mieszkania w stylu zen i już mi trochę ulżyło, choć beż też do ciemnych nie należy. Ale jest ciepły, przyjemny, jak latte na mleku kokosowym, ciasteczko maślane czy pola zbóż skąpane w letnim słońcu. Kojarzy mi się przytulnie i daje poczucie, że nie jest to przestrzeń tak sterylnie szpitalna jak w przypadku bieli. Do tego koniecznie kilka naturalnych dodatków, trawy, kamień, drewno- to wszystko łączy z naturą i uspokaja skołatane nerwy.
Ostatnio przeczytałam, że ludzie nie są w stanie żyć minimalistycznie zgodnie z tym co mają w głowach. Jesteśmy tak skomplikowanymi istotami, że życie w samej bieli i beżu nie jest zgodne z naszą naturą. Ja też tak nie potrafię, Lubie różne faktury, tkaniny, kolory. Lubię eksperymentować, wstawiać meble i dodatki, które mogą na pierwszy rzut oka nie pasować. Wprowadzić trochę chaosu, nieoczywistości. Eklektyzm mnie kręci, różne style i połączenia barw, trochę bałaganu nawet. W domu już tak jest, że gdzieś jakiś karton wyłania się spod kanapy, gdzieś tam kabel się wije, dom to nie muzeum. Nie mogłabym żyć w mieszkaniu białym, beżowym, monochromatycznym. Nie chowam wszystkiego, także do zdjęć. Chyba nie jest to zresztą żaden wyczyn wstawić kilka białych mebli, połączyć je z drewnem i cieszyć się typowym farmhouse living. To się zawsze ludziom podoba. Wyzwaniem jest łączyć barwy, wzory i faktury tak, żeby do siebie pasowały. Mi się zachciało czegoś innego, jakiegoś ciekawszego, niesztampowego. Kuchni już nie wyrzucę, jakoś ogram dodatkami na wiosnę jak zawsze. Inne większe zmiany w końcu nas czekają.
Ale ponieważ ten beż mi się wkręcił i tak błogo otulił przyjemnością postanowiłam trochę go wpuścić do swojego salonu. Delikatnym muśnięciem rozjaśnił ciemną podłogę i stonował odcienie musztardy. Tak mi się wpasował jakoś ukradkiem i chwilowo zostaje 🙂
Markę Elevaar obserwuję już od jakiegoś czasu, to tam wybraliśmy nasz nowy, wełniany, pętelkowy dywan. Wybór był tak ogromny, że na prawdę cieżko było zdecydować. U nas wygrał beż z dodatkiem juty. Jest tkany ręcznie, nieidealny i to w nim lubię najbardziej. Powstał wyłącznie z naturalnych surowców, jest miły i ciepły w dotyku, uwielbiam po nich chodzić na boso. Więcej wzorów dywanów znajdziecie tu.
Plakaty, które trafiły do nowej galerii to niezastąpiona marka Desenio. Tym razem wybrałam wzory w odcieniach beżu i brązu. Wprowadzają dużo harmonii i uspakajają moje wariackie zapędy 😉 Marka proponuje ogromną ilość zdjęć i posterów, na pewno uda Wam się podkręcić Wasze wnętrza!
ZWŁASZCZA, ŻE od piątku 21 lutego do pon 24 lutego będę miała dla WAS kod “DEERHOME30”, który pomniejszy Wasze zakupy o 30% (nie obejmuje on ramek lub plakatów z kolekcji Handpicked/Collaborations/Personalizowane). Wybierajcie swoje na stronie Desenio i od piątku wpisujcie mój kod w koszyku 🙂