Luty to miesiąc, gdy jak co roku wpadam powoli w panikę. Zaczynam myśleć o wiośnie i od razu mi się przypomina, że zaraz potem nastaje lato. Krótkie spodenki, bikini, topy na ramiączkach, zwiewne sukienki…to wszystko w mig odkrywa całą drastyczną prawdę jak się człowiek odżywiał w sezonie zimowym . Czy nad aerobiki wolał leżenie brzuchem do góry oglądając Comedy Central i czy zamiast sałatki na kolację zajadał grzaneczki z serem i keczupem. Niestety tegoroczny sezon zimny był tragiczny w skutkach dla mojej figury. Nie pomogła mi nawet odwiedzana systematycznie pływalnia. I o ile długości basenów pokonuje już wiele, o tyle zadowolenia z mojej sylwetki mam zero. Dieta to 80% sukcesu, koniec kropka. I ponieważ luty to miesiąc, kiedy zaczynam się bać lata (tak boję się!) to zawsze w lutym biorę się za siebie i nawet mi to zazwyczaj wychodzi jak sobie pomyślę o tych szortach i topach. W ramach motywacji obejrzę sobie kilka metamorfoz na fanpejdżu Chodakowskiej i zmierzę swe obwody. Jestem pewna, że po takim czymś odechce mi się wszelkich słodyczy. Jakie są Wasze sposoby na zrzucenie balastu? Na utrzymanie postanowień? Wszelkie rady przyjmuję z wdzięcznością.
A Was zostawiam z tymi pięknymi goferkami, bo takowych w najbliższym czasie u mnie więcej nie zobaczycie:P
Poduszki pikowane Moyha
Zastawa w listki Nord Store
Szare talerzyki Helen House